O Hawajach prawdopodobnie marzy każdy, nie jesteśmy więc w tej kwestii wyjątkiem. Podczas naszego pobytu w Los Angeles, od spełnienia tego marzenia dzieliło nas jedynie 6 godzin lotu, tak więc nie sposób było nie skorzystać 🙂
Archipelag Hawajów leży w północno-środkowej części Pacyfiku. Tworzy go 137 wysp pochodzenia wulkanicznego, w tym 7 głównych, zamieszkałych przez człowieka: Hawaiʻi (Big Island), Oʻahu, Kauaʻi, Molokaʻi, Lānaʻi, Maui i Niʻihau. Hawaje należą do Stanów Zjednoczonych, jest to najmłodszy stan tego kraju. Cały archipelag leży na ogromnej długości ok. 2500 km i choć odległości między 7 głównymi wyspami są mniejsze, to jednak wymagają sprawnej logistyki i sporej ilości czasu, jeżeli chciałoby się je zwiedzić wszystkie. Każda z hawajskich wysp posiada swoją specyfikę, która wyróżnia ją od innych, dlatego ciężko było nam podjąć decyzję, na którą wyspę się udać. Wyjazd na Hawaje był bowiem dla nas tylko częścią dwutygodniowego urlopu, także założyliśmy sobie, że zwiedzimy jedną wyspę, żeby nie tracić czasu na transfery pomiędzy nimi. Jako najbardziej nas interesujące wytypowaliśmy sobie trzy z nich – Oʻahu, Kauaʻi i Maui, a ostateczny wybór padł na Kauaʻi – Wyspę Ogrodów. Jest to geologicznie najstarsza wyspa, prawdziwa przyrodnicza perełka archipelagu. Jej dziką przyrodę tworzą urocze klify, kaniony, lasy deszczowe, wodospady, plaże. Słynne wybrzeże Na Pali było planem filmowym wielu hollywoodzkich produkcji, to tutaj kręcono m.in. Park Jurajski Stevena Spielberga. Znajduje się tu też Waimea Canyon, zwany Wielkim Kanionem Pacyfiku, który swoją budową przypomina Wielki Kanion Kolorado.
Przylot na Kauai
Dzień przylotu na wyspę Kaua’i, Hawaje
Dokładnie rok temu, 25 września 2019, wsiedliśmy więc w Los Angeles do samolotu, by po niecałych 6 godzinach wysiąść na wymarzonej wyspie, wypowiadając hawajskie Aloha! 🙂 O tej porze roku rozpoczyna się już powoli pora deszczowa i prognozy na ten tydzień nie były zbyt optymistyczne. Tym bardziej, iż na terenie Kauai znajduje się miejsce o najwyższej sumie opadów rocznych na całych Hawajach (Góra Waiʻaleʻale to właściwie jedno z najbardziej deszczowych miejsc na całym świecie), więc mieliśmy sporo obaw o pogodę. Po wylądowaniu w miejscowości Lihu’e, faktycznie spadło kilka kropel deszczu, co tylko podsyciło naszą niepewność. Z perspektywy czasu okazało się jednak, że (poza jednym dniem) mieliśmy całkiem ładną pogodę.
Po przylocie odebraliśmy z wypożyczalni zamówiony wcześniej samochód i udaliśmy się w pierwszą przejażdżkę po wyspie, kierując się w stronę hotelu. Ceny noclegów na Hawajach są raczej wysokie, lecz udając się tam po głównym sezonie i dokonując rezerwacji odpowiednio wcześniej (my zrobiliśmy to na miesiąc przed przylotem), jest szansa na w miarę ludzkie ceny. 😉 Na takie trafiliśmy w hotelu The ISO w miejscowości Kapaa. Zaraz po zameldowaniu pojechaliśmy dalej na północ, główną drogą poprowadzoną wzdłuż wybrzeża. Można nią dojechać do leżącej na północy plaży Ke’e, kawałek dalej od niej droga jest już zamknięta i niedostępna dla ruchu – to tutaj zaczyna się atrakcyjny szlak Kalalau, biegnący wybrzeżem Na Pali. Szlak od jakiegoś czasu objęty jest limitowanymi permitami i niestety na termin naszego pobytu na wyspie nie było już możliwości wykupienia takiego pozwolenia. Cały obszar Na Pali jest objęty obecnie dużą ochroną i dostęp do niego jest bardzo ograniczony. Bez przeszkód zobaczyć je można albo z góry, schodząc poprowadzonymi przez dżunglę szlakami, z powietrza (wycieczka helikopterem) lub z morza, wykupując rejs katamaranem lub łodzią.
Hawajska kuchnia
Zanim dokończyliśmy naszą pierwszą objazdówkę po północnej części wyspy, podjechaliśmy oczywiście do jednej z lokalnych restauracji na obiad. Hawajskiej kuchni należą się najwyższe słowa uznania i chyba osobny wpis na blogu 😉 – od czasu naszego przyjazdu tam, jest to dla nas najlepsza kuchnia na świecie! 🙂 Wyraźnie wpływy azjatyckie i świeżość poławianych na miejscu owoców morza i ryb, dają piorunujący efekt. Dla nas absolutnym hitem było Poke, tradycyjna potrawa hawajskiej kuchni, którą główną treść stanowią surowe (jak w japońskim sashimi) kawałki ryby lub owoców morza marynowane w oleju sezamowym i sosie sojowym. Szczególnie przypadła nam do gustu Ahi Poke, czyli wersja z surowym tuńczykiem. Niezapomniany smak miała też ryba Mahi Mahi. Choć i typowo japońskie danie – kurczak teriyaki smakował na Hawajach wyjątkowo, chyba nawet lepiej niż w samej Japonii. A owoce morza – ośmiornice, krewetki… po prostu bajka. Śmiało można przylecieć na Hawaje dla samego tylko jedzenia. 🙂
Przepyszna hawajska kuchnia
Poruszanie się po wyspie
Najwygodniejszą i najbardziej praktyczną opcją poruszania się po wyspie jest samochód. Na lotnisku mamy do dyspozycji wiele wypożyczalni samochodów (można, tak jak my, zarezerwować sobie samochód internetowo przed przylotem). Wzdłuż wybrzeża, prawie dookoła wyspy, prowadzą główne drogi (nr 50 i 56), z których w wielu miejscach odbić można w głąb wyspy. Prawie, ponieważ cały obszar wybrzeża Na Pali nie posiada infrastruktury drogowej, dlatego nie da się po Kauai zrobić objazdowej pętli. W niektóre ciekawe miejsca prowadzą drogi szutrowe – tak np. możemy dojechać do uroczych dzikich plaż w zachodniej części wyspy (Polihale State Park).
Przy drogach znajduje się wiele punktów widokowych, na których można zatrzymać się w celu zrobienia zdjęć czy po prostu podziwiania krajobrazów. Jedną z bardziej widokowych dróg jest trasa nr 550, przy której znajduje się wiele punktów widokowych na kanon Waimea, czy wybrzeże Na Pali przy końcu drogi. Z parkingów przy tej drodze startuje też wiele szlaków turystycznych. W miejscowościach leżących przy głównych drogach 50 i 56 zlokalizowana jest główna baza noclegowa wyspy, a w niektórych z nich (np. Eleele, Kekaha, Hanalei) znajdują się porty, z których wypływają wycieczkowe katamarany i łodzie na wybrzeże Na Pali. Przy drogach tych znajduje się też wiele publicznych plaż.
Drogi na wyspie Kauai
Zanurzamy się w hawajskiej przyrodzie
Kauai nazywana jest Wyspą Ogrodów. Bujna tropikalna roślinność porasta tu każdy skrawek wyspy niezagospodarowany przez człowieka. Znajdziemy tu wiele endemicznych (żyjących jedynie na danym terenie) gatunków roślin i zwierząt. To właśnie dzika przyroda jest cechą charakterystyczną tej hawajskiej wyspy. Dlatego też zresztą przylecieliśmy właśnie tutaj. 🙂 Nie spodziewaliśmy się tylko, że najczęściej spotykanymi tu ptakami będą dzikie koguty i kury, które znajdują się dosłownie wszędzie. Trochę mało tropikalne wrażenie robi pianie koguta w środku dżungli. 🙂 Nie jest to oczywiście gatunek endemiczny, ale żyjący dziko stanowi jakąś tam atrakcję. 😉 Tak licznemu rozmnożeniu dzikich kur i kogutów z pewnością sprzyja fakt, że wyspy Kauai nie zamieszkują drapieżniki. Oprócz kur i kogutów spotkać tu oczywiście można unikatowe gatunki ptaków, takie jak I’iwi, ’Anianiau, czy White-tailed tropicbird. Pośród bujnej tropikalnej roślinności napotkać możemy takie endemiczne gatunki jak ’ohi’a lehua, lobelia, lantana.
Koke’e State Park
Każdy trekking na wyspie prowadzi ścieżkami pośród tropikalnych lasów deszczowych. Właśnie – podczas opadów deszczu ścieżki zamieniają się w swoiste błotne atrakcje, czego doświadczyliśmy już na naszej pierwszej wycieczce. 🙂 Początek dnia był obiecujący, po naszej stronie wyspy świeciło z rana słońce. Prognozy były pochmurno-deszczowe, jednak postanowiliśmy trzymać się planu. Tym bardziej, że na zwiedzanie wyspy mieliśmy jedynie 4 pełne dni, więc nie było czasu na przeczekiwanie gorszej pogody. Część trekkingową naszego pobytu oparliśmy na parku Kōkeʻe (Kōkeʻe State Park), do którego prowadzi wspomniana już wyżej droga nr 550. W tym rejonie wyspy znajduje się zresztą chyba największe nagromadzenie najatrakcyjniejszych szlaków pieszych, w tym wielodniowych, gdzie bazę noclegową stanowią położone w sercu dżungli campy. Nasz plan na zwiedzanie wyspy zakładał jednak jedynie krótkie, kilkugodzinne wycieczki, tak żeby w ciągu jednego dnia mieć jeszcze możliwość zwiedzenia innych atrakcji na wyspie (czas, czas…).
Jadąc po raz pierwszy malowniczą drogą 550 zatrzymywaliśmy się oczywiście prawie na każdym punkcie, aby nacieszyć oczy pięknymi widokami kanionu Waimea. Na trasie jest kilka miejsc, z których podziwiać możemy opadający do kanionu wodospad Waipo’o. Jeden z ładniejszych punktów na trasie to Waipo’o Falls Lookout. Przy końcu drogi dojeżdżamy do dwóch ostatnich punktów widokowych na dolinę Kalalau i wybrzeże Na Pali – Kalalau Lookout i Pu’u o Kila Lookout.
Na drodze nr 550 do Koke’e State Park
Pihea trail
Naszym pierwszym trekkingowym celem był krótki, ale atrakcyjny krajobrazowo Pihea trail. Szlak startuje z parkingu leżącego na końcu drogi 550, przy punkcie widokowym Pu’u o Kila, z którego rozpościera się egzotyczny widok na dolinę Kalalau. Cóż…. tego dnia atrakcyjne widoki zostawiliśmy trochę niżej, gdyż dojeżdżając na parking przekroczyliśmy granicę chmur i odtąd widoki przypominały bardziej kolor tła tego artykułu 😉 niż malownicze tropikalne pejzaże. Licząc oczywiście na przejaśnienie, wyruszyliśmy na szlak. 🙂
Pihea to najwyższe, mierzące 1306m, wzgórze w okolicy. Szlak prowadzi grzbietem klifu, który zamyka od góry dolinę Kalalau. Przy normalnej widoczności mamy tu więc wspaniałe widoki na dolinę Kalalau, na jej całym południowo-wschodnim brzegu. Nam parokrotnie na kilka sekund odkrywały się okienka w chmurach, przez które coś tam było widać, ale daleko było do panoram, po które tutaj przyszliśmy. 🙂 Sam punkt widokowy na szczycie okazał się równie atrakcyjny – calutki tonął w chmurach. 🙂 Pod drodze mieliśmy za to inne atrakcje. Jako, że szlak wiedzie lasem deszczowym, jest tu bardzo wilgotno. Mimo, że podczas naszego spaceru nie padał deszcz, to jednak po poprzednim opadzie ścieżka nie zdążyła przeschnąć, tworząc prawdziwe błotne lodowisko. Po 10 km trekkingu człowiek wygląda, jakby specjalnie taplał się w błotku. 🙂 Chociaż, patrząc na mijanych po drodze ludzi, nie wyglądaliśmy najgorzej. 😉 Ten zupełny brak widoczności mocno nas rozczarował. Po piękne widoki musieliśmy tu wrócić następnego dnia, choć już tylko do przydrożnych punktów widokowych, bo tym razem wybraliśmy inny szlak i trafiliśmy z nim w 10-tkę. Ale o tym będzie w drugiej części. 🙂
Na trekkingu Pihea trail.
Polihale State Park
Zjeżdżając drogą 550 zatrzymaliśmy jeszcze w kilku punktach widokowych, aż dojechaliśmy z powrotem do głównej drogi w okolicy miejscowości Waimea. Tutaj okazało się, że nad brzegiem tej części wyspy jest ładna słoneczna pogoda, w związku z czym (po krótkiej naradzie), postanowiliśmy udać się dalej na zachód, dokąd tylko doprowadzi nas droga. 🙂 I tak trafiliśmy na fantastyczne dzikie plaże leżące w Polihale State Park. Asfaltowa droga kończy się tutaj w pewnym momencie (gdzieś w okolicy Mana Point) i dalej można już tylko podążać drogą szutrową, miejscami trochę dziurawą. Nasz miejski SUV jednak dzielnie sprostał temu zadaniu i bez większych bólów przejechaliśmy te dalsze kilkanaście kilometrów. 😉 Droga kończy się tuż przy końcu długiej i szerokiej plaży, a posiadając typowo terenowe auto można tu wjechać wprost na plażę. Miejsce jest spokojne i odludne, było tu raptem kilka samochodów. My specjalnie za plażami nie przepadamy, ale ta bardzo przypadła nam do gustu. Nie byliśmy jednak przygotowani na plażowanie, także ograniczyliśmy się tylko do spaceru i zwiedzenia okolicy.
Plaża w Polihale State Park
Wracając z wycieczki zatrzymaliśmy się w jednej z licznych restauracji na kolejny pyszny obiad, a wieczór spędziliśmy na hotelowym tarasie. 🙂 Następnego dnia mieliśmy w planie trekking do kanionu Waimea, ale drugą opcją był kolejny szlak w kierunku wybrzeża Na Pali, które krajobrazowo było nr 1 na naszej liście must see. Ostatecznie postawiliśmy na tę drugą opcję, ale o tym napiszemy w drugiej części artykułu o Kauai. 🙂
Zapraszamy również do przeczytania drugiej części naszego artykułu o Hawajach:
Hawaje – w tropikalnym raju Kauai cz. 2